Przejdź do głównej zawartości

Czy jest tu ktoś kto nigdy nie nurkował?

„Ciemno, zimno i do domu daleko”


Na głębokości około 6 metrów zaczyna się robić ciemno. W zasadzie już tuż pod samą powierzchnią nie jest za jasno – woda wprawdzie raczej czysta, wizura teoretycznie na 5-6 metrów, ale jesienny dzień pochmurny i dżdżysty, więc światła mało. Zaczyna robić się ciemno. I zaczyna robić się zimno.
Woda przy powierzchni ma pewnie ze 12 stopni, ale im niżej tym zimniej, po chwili robi się już tylko 8. Zasadniczo nie jest to za duży problem o ile nurkuje się w sucharze…
Po paru metrach odzywa się moje prawe ucho – czasami muszę dać mu chwilę na wyrównanie ciśnienia. Sygnalizuję problem i lekko podpływam ku górze. Przełknięcie śliny i słyszę już charakterystyczne pyknięcie – ciśnienie się wyrównało. Opadamy dalej.
Teraz widzę już tylko światła latarek. Zasada jest prosta – latarkę włączasz jeszcze na powierzchni i wyłączasz dopiero po wynurzeniu. Jeśli nastąpi awaria i światło zgaśnie – kończymy nurkowanie i wychodzimy.
Teraz zaczynam odczuwać ciśnienie na masce, mam wrażenie, że szyba dotyka już moich oczu. Próbuję wyrównać ciśnienie wydmuchując powietrzenosem, ale znajduje ono ujście jakimś małym kanalikiem na dole – pewnie przez ten mój nieszczęsny zarost! Muszę coś poradzić – próbuję jednocześnie odciągnąć maskę od twarzy rękoma, ale idzie to zadziwiająco ciężko. W końcu się udaje, ale do maski wlewa się sporo lodowatej wody. To nie problem – głowa do góry, dół maski odchylony i wdmuchujemy powietrze – woda szybko ucieka. Tej techniki uczą na podstawowym kursie i żadnemu nurkowi nie sprawia kłopotu.
Teraz jest już zupełnie czarno, gdyby wyłączyć światło ciężko byłoby się nawet zorientować gdzie góra a gdzie dół. Mijamy 20 metr. Znowu boli ucho…
Przy 30 metrze zaczynam się zastanawiać, kiedy złapie mnie azotówka, Jak na razie nic nie czuję, ale to świadczy mniej więcej tyle, co deklaracje w sobotni wieczór: „ależ ja jestem zupełnie trzeźwy!”.  Później dowiem się od partnerów, jak to wyglądało z ich punktu widzenia.
Jest mi za to tak zimno, że poważnie rozważam zakończenie nurkowania… ale nie rezygnuję… w końcu sam tego chciałem, sam za to naswet zapłaciłem!
Opadamy wzdłuż opustówki sięgającej platformy na 40 metrach. Jest tutaj dokładnie tak, jak to często słyszałem od nurków wychodzących z wody: „ciemni, zimno i do domu daleko!”. Na dole spędzimy około 5 minut rozwiązując krótki test na spostrzegawczość.
Zanurzamy się w pięciu – dwóch instruktorów i trzech kursantów. Paweł po ok. 80 nurkach, Boguś po niespełna 30 i ja – największy świeżak – nurkuję 25 raz. Kończymy właśnie kurs Deep Diver – zajęcia odbywają się w Kaszubskiej Bazie Nurkowej Tryton w Chmielnie nad jeziorem Kłodno. To czwarte nurkowanie, każde kolejne coraz głębsze. Przez ostatnie 2 dni mieliśmy okazję dać się nieco lepiej poznać instruktorowi Wadymowi, który oprócz przygotowania nas teoretycznie do zanurzeń poniżej 30 metrów ocenił nasze umiejętności nurkowe przed dopuszczeniem nas do głębszych nurkowań.
Test wszystkim poszedł zaskakująco dobrze, nikt nie próbował ratować tonących ryb powietrzem z octopusa ani robić innych rzeczy znanych z opisów zachowań osób będących pod wpływem narkozy azotowej. Po chwili wracamy na powierzchnię i udajemy się do bazy odebrać dopiero co zdobyte dyplomy.

Co ja robię tu?

Mam 43 lata i o nurkowaniu marzyłem od dziecka. Będąc 5-6 latkiem zapinałem sobie na plecach puszkę po rurkach waflowych (kto pamięta końcówkę lat 70 to zapewne pamięta i te rurki i puszki, w których były sprzedawane J ) i chowałem się pod stołem udając nurka. A informacje i wiedzę o podboju morskich głębin znałem z dostępnych w tych czasach książek – „Tajemnice podmorskiego świata” czy „Podbój głębin oceanów”…
Od zawsze pociągała historia i przygoda. Na myśl o wrakach okrętów spoczywających na dnie oceanu czy też naszego Bałtyku cały czas dostaję gęsiej skórki! Oczywiście moja pasja częściej prowadziła mnie do lektury kolejnej książki lub seansu kina awanturniczego niż wyjazdu na safari, ale ziarenko czekało cierpliwie na okazję do zakiełkowania.
No, ale jakoś tak nigdy nie składało się, żeby zrobić kurs i naprawdę zacząć nurkować. Kiedyś było mniej możliwości, potem – kiedy możliwości się pojawiły – zaczęło brakować czasu… A potem pojawiły się obawy co do tego, czy już przypadkiem nie jestem za stary na tak zdawałoby się ekstremalny i wymagający sport? W końcu jestem już po czterdziestce… No i na pewno to hobby jest tak drogie, że w ogóle nie ma co sobie zawracać głowy…
Mimo wszystko w kwietniu tego roku - godząc się z ewentualną możliwością ostatecznego pożegnania z realizacją marzeń - zdecydowałem się spróbować i przekroczyłem próg Centrum Nurkowego Tryton w Gdańsku Wrzeszczu. Wybrałem ich w sumie przez przypadek – siedzibę mają tuż obok budynku w którym w tym czasie pracowałem… Przekroczyłem próg… i wpadłem!
Podstawowy kurs OWD rozpocząłem jeszcze w kwietniu, część praktyczną zakończyłem w czerwcu. Miesiąc później stałem na brzegu Atlantyku na Maderze gotowy do skoku do wody.
Realia nie potwierdziły moich obaw. Ani w sprawie zdrowia i formy, ani w sprawie kosztów związanych z nurkowaniem. Oczywiście – lekarz musi potwierdzić naszą fizyczną gotowość do znoszenia zwiększonego ciśnienia, musi zbadać drożność zatok, ciśnienie krwi itd. Ale już co do sprawności fizycznej w zasadzie nie ma barier. Na kursach spotykałem najróżniejsze osoby – wysportowanych młodzieńców, starszych panów z brzuszkiem, przesympatyczną panią która nie potrafiła pływać i od czasów dzieciństwa, kiedy to prawie się utopiła, panicznie bała się wody… Wszyscy ukończyli kursy i teraz samodzielnie nurkują. Co więcej – pod nadzorem instruktorów organizowane są nurkowania typu ‘Intro’ dla osób które nigdy nie miały żadnego kontaku z nurkowaniem. Organizowane są też kursy dla osób niepełnosprawnych… wydaje się nie być żadnych limitów.
Co do kosztów to też nie jest źle. Na podstawowy kurs w zasadzie wypadałoby kupić własne ABC – maskę, rurkę i płetwy, co można bez problemu zamknąć w kilkuset złotych. Zakup reszty sprzętu można – a ja uważam, że wręcz warto – odłożyć na sporo później, kiedy już będziemy mieli odpowiednio dużo doświadczenia, żeby samemu wiedzieć co tak nawprawdę jest nam potrzebne – bo możliwości i konfiguracji jest całe mnóstwo! A do tego czasu wypożyczenie kompletnego sprzętu nurkowego na cały dzień to zazwyczaj koszt około 100 PLN…

Pasja na całe życie

Motywacje do nurkowania mogą być różne – niektórzy chcą się sprawdzić, podobnie jak w skokach ze spadochronem czy innego rodzaju wyzwaniach fizycznych. Niektórzy lubią nurkować w ciepłych morzach i podziwiać rafy i barwny świat podmorskiego życia.
Za sobą mam już kilka kursów, nurkowania w jeziorze, Zatoce Gdańskiej, nocne na wraku ‘Bryza’ u brzegu Helu (o tym wraku można przeczytać w 2 numerze magazynu Divers 24) i kilka w Atlantyku. A przed sobą – wszystko! Miałem w życiu bardzo wiele krócej lub dłużej trwających pasji (co nie raz dawało mojej cierpliwie je znoszącej małżonce powody do żartów!) – sportowych, intelektualnych, kolekcjonerskich…ale nigdy wcześniej nie miałem poczucia, że to jest w końcu właśnie to! Mój syn, który niedawno uczończył basenowy kurs Scuba Rangers zdaje się swoim entuzjazmem potwierdzać moje odczucia co do tego, jak dużą radość daje nurkowanie. Już niedługo przekonam się, co na to powie jeden z moich przyjaciół obdarowany przez mnie voucherem na nurkowe intro.

Moim zdaniem – warto spróbować. Nie jest to tak trudne jak się może wydawać. W rękach doświadczonego i kompetentnego instruktora można czuć się naprawdę bezpiecznie. Pierwsze zajęcia można odbywać w komfortowych warunkach krytej pływalni zostawiając sobie otwarte wody na nieco później. Wszystkich wahających się gorąco namawiam – emocje niemal gwarantowane. Emocje i – być może - pasja na całe życie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Styczniowa (ORP) Bryza

Zima jest bardzo dobrym okresem do nurkowania w Bałytku za względu na lepszą niż latem widoczność. Jestem przekonany, że znaczny wpływ na to ma zdecydowanie mniejsza liczba nurków mącących wodę (a nie jakieś tam kwitnięcia i inne biologiczne cuda) 😏 Postanowiliśmy skorzystać z tych sprzyjających warunków i zanurkować na wraku ORP Bryza koło Helu. Okolice Domu Morświna na Helu Spotkanie ustalone zostało na 10 rano niedaleko Domu Morświna w Helu - w idealnym miejscu do zejścia do wody z brzegu i dopłynięcia wzdłuż falochronu do poręczówki prowadzącej na wrak. Okolice Domu Morświna na Helu Wschodzące słońce Aby dojechać z Gdyni do Helu na 10 rano trzeba wyjechać około 1,5 godziny wcześniej...a to znaczy pobudkę przed 7 rano (jeśli poranki są w Waszym wydaniu tak powolne jak w moim... są pewnie ludzie, którzy wstając o 8 rano też by zdążyli, ale ja zdecydowanie do nich nie należę!). Niewątpliwym plusem wczesnego wyruszenia była możliwość podziwiania w drodze u

Łąki Orłowskie

W mroźną niedzielę 14 stycznia dwuosobowa grupa pod przewodnictwem doktora Macieja Telszewskiego (Uniwersytet Gdański) w towarzystwie inżyniera Wojciecha Drzazgowskiego (Politechnika Gdańska) wyruszyła nad Zatokę Gdańską w okolicy Gdyni Orłowa penetrować akwen morski znany popularnie jako Łąki Orłowskie. A co przeżyli i widzieli blog ten wszystko Wam opowie! Dr Telszewski (z lewej) i inż. Drzazgowski Cele wyprawy nie były do końca sprecyzowane i prawdopodobnie głównie z tego powodu można ją uznać za wspaniały sukces... dydaktyczny 😉 Temperatura powietrza wynosiła niewiele powyżej -5 stopni Celsjusza - bardzo dobre warunki do sprawdzenia suchego skafandra ScubaPro Extender w kombinacji z zestawem ocieplającym NoGravity (ocieplacz Narwhal + skarpety i rękawiczki) i suchymi rękawicami (montowanymi na pierścieniach Viking). Założenia nurkowania zakładały wejście z brzegu, wypłynięcie w głąb zatoki i osiągnięcie głębokości między 4 a 6 metrów. Planowany czas to ok. 30 minut w w